W ten sposób za wolną jazdę pojawia się nagroda w postaci gładkiego przejazdu. Im wolniej porusza się kierowca, tym łagodniej pokonuje próg zwalniający. Nie jest to jednak normą. W wielu miejscach pojawiają się wąskie, wysokie progi zwalniające, które wbrew pozorom mogą spowodować odwrotny skutek. Jest tak dlatego, że im

Na ćwierćfinałowe spotkanie Pucharu Polski na szczeblu podokręgu chrzanowskiego Fablok przyjechał do Kwaczały prawie w najsilniejszym składzie. IV-ligowcy najwyraźniej serio potraktowali swoje pucharowe obowiązki i nie dopuszczali myśli o żadnej nie miał problemów z przejściem Unii Kwaczały w Pucharze Polski I tak też się stało. Po wysokiej wygranej nad Unią (5-0) podopieczni trenera Antoniego Gawronka mogli cieszyć się z awansu do półfinału. Dla gospodarzy, którzy w tym sezonie są beniaminkiem wadowickiej "okręgówki" były to już za wysokie progi. - Takiego scenariusza mogliśmy się spodziewać. Fablok posiadał przewagę, ale niemal do końca I połowy udawało nam się utrzymać korzystny wynik. Szkoda, że w samej końcówce nie ustrzegliśmy się błędu, bo może udałoby się uniknąć aż tak wysokiej porażki. Nie da się ukryć, że dla takich zespołów, jak nasz mecze w środy to trochę zło konieczne. Ciężko było bowiem zebrać jedenastu ludzi. Część w ostatniej chwili dojechała na spotkanie - mówił trener Unii Jan Chylaszek, który w tym meczu zagrał przeciwko własnemu synowi. Kiedyś jeszcze w Nadwiślaninie Gromiec grali w jednym zespole. Tutaj po raz pierwszy stanęli naprzeciw siebie. Nikt nie zamierzał stosować taryfy ulgowej, ale i tak ostatecznie powody do radości miał Bartosz Chylaszek, który od tego sezonu występuje w Fabloku. Podobnie było w klanie Tekielaków. Barw chrzanowskiego klubu broni od tego sezonu Marcin, który jest wychowankiem Unii, chociaż przed przejściem do Fabloku grał w Alwerni. W tym przypadku dodatkowym smaczkiem był fakt, że jego ojciec Krzysztof jest obecnie prezesem klubu z Kwaczały. W 58 min, gdy obrońca Fabloku dostał piłkę na lewą nogę nie miał jednak momentu zawahania. Uderzył mocno i goście prowadzili 3-0. Właśnie pierwszy kwadrans II połowy przesądził losy tego spotkania. - Z podstawowych zawodników zabrakło Sikory, któremu trener pozwolił odpocząć oraz Łukasika. Tego drugiego z kolei zatrzymały zajęcia na studiach. Mamy jednak liczną kadrę i nie miało to większego wpływu na przebieg spotkania. Rywale na początku jedynie postawili nam opór. W miarę upływu minut nasza przewaga była coraz bardziej wyraźna i jeszcze przed przerwą udokumentowaliśmy ją bramką. Faktycznie to mogła wpaść wcześniej gdyby Chlipała lub Sabuda uderzali bardziej precyzyjnie - powiedział kierownik drużyny Stanisław Bogacz. Worek z bramkami rozwiązał tuż przed końcem I połowy Drebszok. Po przerwie dwa gole zdobył Smoleń. Trenera cieszy systematyczny powrót do formy tego napastnika. (BK)

„ Wysokie Progi„ to powieść autorstwa Tadeusza Dołęgi- Mostowicza. Polskiego pisarza i scenarzysty, znanego przede wszystkim jako twórca „Kariery Nikodema Dyzmy” oraz „Znachora”. Jest to kontynuacja powieści Złota Maska, opisującej dalsze losy Magdy Nieczajówny, aktorki warszawskich teatrzyków rewiowych. Korzystając z okazji Magda wybiera się na kurs turystyczny po
` za wysokie progi jak na twoje nogi , kotku ! ;D
Zresztą wiedziała o czemś, co ostudziłoby matrymonjalne zapędy takich Bożenek, polujących na Wysokie Progi, wiedziała, że na hipotece majątku, na pierwszem miejscu, wpisana została gruba pozycja na jej własne imię. Dokonała tego podstępem. Może nie bardzo uczciwie, ale korzystając z pełnomocnictwa i chcąc zabezpieczyć swoje

Za wysokie progi na Twoje nogi – czyżby? Są zjawiska, które nie są tymi, które udają lub naśladują. Czasem mam wrażenie, że przenoszę się daleko w komunistyczną przeszłość. Dzieje się tak za sprawą charakterystycznych komunikatów – nie wychylaj się, nie próbuj tego robić, bo i tak Ci nie wyjdzie i w ogóle udowodnię Ci, że Twoje pomysły są kiepskimi pomysłami… nie ryzykuj. Czasem, rzekłabym nawet – coraz częściej – zdarza się tak, że w jakiejś społeczności wyróżnia się uprzywilejowana grupa. To jej członkowie narzucają innym – „nieuprzywilejowanym” standardy i metody działania, postrzegania rzeczywistości i myślenia o problemach. Tworzą swoiste pseudo-prawa, które pozwalają utrzymać, czy wręcz zalegalizować utworzony pseudo-porządek. Grupa ta posiada jakieś insygnia, atrybuty, gadżety władzy i specyficzny język. Jest on nie tyle elitarny, co wyrafinowany w taki sposób, żeby demaskować „prostactwo” przedstawicieli grupy podporządkowanej. Atrybuty władzy i specyficzny język odróżnia uprzywilejowaną grupę, czyli elitę od „zwykłych” obywateli, którzy tak naprawdę nie zdają sobie sprawy, że są ofiarami swoistej przemocy. „Zwykli” uważają, że to, w czym uczestniczą, żyjąc w takiej społeczności, to naturalny porządek świata. Uważają, że osoby, które dysponują większym kapitałem symboli i gadżetów są po prostu lepsze od reszty świata. Taki specyficzny rodzaj "wyuczonej bezradności". Czyż nie jest tak, że ktoś, kto jest aktualnie na świeczniku, wcale nie musi być lepszą osobą od przeciętnej pani Kowalskiej, czy pani Nowak? Każdego dnia jesteśmy bombardowani informacjami, że coś nam się nie uda, nie mamy ku temu odpowiednich środków, wykształcenia, atrybutów, nie możemy awansować, nie możemy tam pracować, że inni – oni – są po prostu od nas lepsi, młodsi, ładniejsi. Nasze miejsce jest tu, a ich – onych – tam. Ależ, to zwykła przemoc, tyle tylko, że nie zostawia widocznych śladów na duszy tak. Pierre Bourdieu, francuski socjolog, antropolog i filozof, twórca teorii przemocy symbolicznej, w pracy „Reprodukcja” wyjaśnił, że przemoc pojawia się „gdy grupy dominujące wytwarzają takie systemy znaczeń, w których rzeczywisty układ sił, będący podstawą ich dominacji, jest szczelnie ukryty pod pozorem sprawiedliwego ładu i dzięki temu powszechnie odbierany jako prawomocny”. Sztandarowym przykładem takiej przemocy jest dominacja mężczyzn nad kobietami w społeczeństwie patriarchalnym. W rodzinie dominującą pozycję zajmuje mężczyzna. Obie płcie myśląc o sobie nawzajem przypisują sobie pewne „naturalne” zdolności lub ich brak. Wiecie, chodzi o to, że kobiety mają być bardziej czułe, delikatne, opiekuńcze, ale również niezdolne do myślenia nazbyt abstrakcyjnego czy przywództwa. Odwrotność tych cech ma charakteryzować „z natury” mężczyznę. Kobieta, odgrywając taką pseudo-naturalną rolę, sama się wyklucza z pewnych form aktywności, na przykład odstępuje stanowisko kierownicze mężczyźnie, jako przywódcy z urodzenia. Myśląc o swej pozycji i o relacjach z mężczyznami nie jest w stanie wyjść poza schemat myślenia, który czyni kobietę podporządkowaną. Kobieta nie burzy się, gdyż uważa, że męska dominacja jest naturalna. Przyjmie z jego ust każde polecenie i rozkaz. Siła przemocy symbolicznej polega na tym, że choć osoba podporządkowana postrzega, że w relacji z innymi jest zdominowana, to jednak przyjmuje to za rzecz naturalną. Działa zgodnie z mechanizmem psychologicznym, który sprawia, że osoba poniżona najczęściej odreagowuje poprzez autodeprecjację, a nie – zwrócenie się przeciwko poniżającemu. Teoria stygmatyzacji też wyjaśnia to zjawisko - osoba trwale naznaczona jako dewiant, nawet fałszywie, z czasem wykształca w sobie cechy, które otoczenie jej przypisuje. Tłumaczy to nie tylko zachowania kobiet, ale też liczne przypadki rozsądnych, początkowo "dobrych" pracowników, którzy po długotrwałym wmawianiu im np. nerwicy stali się podręcznikowymi przykładami neurasteników, histeryków itd. Reakcją na przemoc nie może być bierność ani „wewnętrzna emigracja”, lecz przeciwnie – aktywność i współdziałanie. Ratunkiem mogą być grupy ludzi dobrej woli. Ludzi kultywujących „nieużywane” cechy i wartości uniwersalne: szacunek, uczciwość, odpowiedzialność, (…). Ludzi nastawionych na propagowanie cnót, czyli trwałych dyspozycji do dokonywania dobrych wyborów. Ponieważ przemoc symboliczna jest tym skuteczniejsza, im bardziej jest ukryta, priorytetem w walce z nią musi być jej ujawnianie i piętnowanie. I do tego potrzebni są ludzie, którzy wszelkim "pseudo" mówią dość.

Gdy mówią, za wysokie progi na twoje nogi - uśmiechnij się do siebie a potem #inowytrwaj pa pa ra pa pa pa pa pa pa ra pa pa i złoty pył na szczęście ⭐️🤘🏼😂 ino mi go na głupoty nie zmarnować Ukochuje! Starcie na Esadio da Luz między Benficą Lizbona, a Newcastle było bolesną lekcją futbolu dla Anglików. Ci jak na swoje możliwości i problemy w lidze znaleźli się na wysokim etapie rozgrywek, w którym ich braki zostały obnażone w sposób dobitny. Wynik 3-1 wprawdzie nie przekreśla definitywnie ich szans na awans do półfinału, ale dwubramkowa strata może okazać się nie do odrobienia. Średnie pozycje zawodników Newcastle zaczęło z wysokiego c, bardzo szybko udało im się strzelić bramkę po błyskawicznej akcji. Danny Simpson zagrał prostopadłe podanie do Sissoko, omijające pomocników i obrońców Benfici. Francuz podał do Cisse, a ten trafił do pustej bramki. To był sposób Anglików na grę ofensywną. Odbiór piłki, penetrujące podanie na skrzydło lub bezpośrednio do Cisse, który miał znaleźć się oko w oko z Arturem. Innego sposobu nie mieli, przez co z czasem nie wiedzieli jak przedostać się pod bramkę Portugalczyków, bo ci po prostu ich rozszyfrowali. W pierwszej połowie stworzyli zagrożenie kilkukrotnie, w drugiej udało im się tylko raz zagrozić bramce Artura. Gdyby nie pech Cisse, który dwa razy trafił piłką w słupek, Newcastle być może by tego meczu nie przegrało. Taka gra Newcastle była możliwa tylko ze względu na dosyć frywolną postawę pomocników, którzy nie byli zbyt agresywni i nie przecinali akcji w zarodku, a wolni obrońcy Benfici także nie byli w stanie początkowo powstrzymać tego typu sytuacji. Portugalczycy wyszli bardzo odważnie na mecz z Newcastle, starali się grać wysoko, boczni obrońcy większość czasu przebywali na połowie rywala. Sposobem na grę „Orłów” była szybka kombinacyjna gra, tak aby jak najszybciej przedostać się pod bramkę Krula. Nie starali się bawić w długie rozgrywanie, tylko grali tak, by błyskawicznie przedostać się pod bramkę rywala. Wychodziło im to całkiem dobrze, stwarzali sobie sytuację, jednak w ten sposób strzelili tylko jednego gola. Drugi przyszedł po karygodnym błędzie Santona i dobrym pressingu ze strony Portugalczyków, natomiast trzeci po stałym fragmencie gry. Pressing w ich wykonaniu także był niemal perfekcyjny, bardzo skutecznie obrzydzali życie zawodnikom Newcastle, którzy sporadycznie wychodzili z jakimikolwiek atakami. „Sroki” nie grały praktycznie lewą stroną, Santon w ogóle nie podłączał się do akcji zaczepnych, to samo można powiedzieć o Jonasie. Po drugiej stronie było minimalnie lepiej, głównie dlatego, że Sissoko schodził na prawe skrzydło i dublował pozycję Marveaux. Cabaye był osamotniony i odcięty od podań w środku pola, a James Perch, jego partner w pomocy unikał gry, do tego w defensywie też nie był skuteczny. Gaitan grał bardzo wysoko po lewej stronie, on stwarzał główne zagrożenie pod bramką Newcastle. Dla porównania Jonas, który kurczowo trzymał się własnej połowy, a z ofensywną akcją wyszedł raz Problemem Newcastle było zbyt kurczowe trzymanie się bramki, jednak nawet mimo obrony całą jedenastką Benfica potrafiła sobie stworzyć groźne sytuację. Anglicy często oddawali za darmo piłkę, aby nie zadręczać sobie głowy jej rozegraniem. Na naganę zasługuje Taylor, który zagrał tragiczny mecz w obronie, sprokurował karnego i popełnił błąd przy pierwszej bramce. „Sroki” nie potrafiły też pozytywnie zareagować na bramki rywali, po pierwszym golu za bardzo się cofnęły, a drugi kompletnie podciął im skrzydła. Po trzecim golu Benfica oddała pole do gry Newcastle, jednak ci nie mieli pomysłu jak przejść skondensowaną jedenastkę Portugalczyków. Benfica kasowała akcję Newcstle bardzo szybko, w strefach dla siebie niegroźnych Ciężko jest wymagać od 15 drużyny Premier League, aby grała jak równy z równym z przyszłym mistrzem Portugalii. Nie zagrali złego meczu, jednak przegrali po prostu po frajersku, niewykorzystując sytuacji i samemu popełniając karygodne błędy. W Anglii mogą się jeszcze pokusić się o korzystny wynik, jednak w tydzień muszą znacząco zmienić swój sposób gry. Było widać, że mają ogromny problem z atakiem pozycyjnym, a przecież Benfica w rewanżu nie ma potrzeby, aby prowadzić grę Tłumaczenia w kontekście hasła "dla mnie za wysokie progi" z polskiego na niemiecki od Reverso Context: To dla mnie za wysokie progi. Biuro prasowe Stolicy Apostolskiej nie doceniło zaszczytu, jaki mógł spotkać papieża Franciszka i nie wyraziło zgody na przeprowadzenie z nim wywiadu przez Adama Michnika. Nie wiedzą, co czynią. Tak nie docenić „ojca redaktora”? Jeszcze nie przebrzmiały echa wypowiedzi Franciszka w wywiadzie dla „Corriere della Sera”, a już pojawiły się informacje, że do rozmowy z papieżem szykowała się „Gazeta Wyborcza”. Jak podał portal wywiad z Franciszkiem chcieli przeprowadzić publicysta i tłumacz związany z „Gazetą Wyborczą” Jarosław Mikołajewski oraz sam Adam Michnik. Biuro Prasowe Watykanu, najwyraźniej nieświadome, jaki zaszczyt mógł spotkać papieża, grzecznie i stanowczo odmówiło. - reklama - Nieudane podejście Jarosław Mikołajewski kilka dni temu napisał na Facebooku, że planował przeprowadzić rozmowę z papieżem. „Wystąpiliśmy z Adamem Michnikiem o wywiad z Franciszkiem, także o tej wojnie, i dostaliśmy odmowę Biura Prasowego” – poinformował. Przyznał, że nie był to pierwszy raz, kiedy wystąpił o rozmowę z papieżem. – To już któreś podejście do wywiadu z Franciszkiem, moje i wspólne z Adamem – wyjaśniał Mikołajewski portalowi – Kiedyś chcieliśmy porozmawiać o Kościele w Polsce, o tym jak oddala się od Ewangelii, jak odwraca się od losu. Potem – o uchodźcach. Ostatnim razem – o agresji Rosji na Ukrainę. O co chciał spytać go Adam, nie wiem. Ja chciałem spytać o brak jasnego nazwania zła i uświadomić, dlaczego to jest potrzebne – snuł opowieść. Adam Michnik nie zdradził jeszcze, co chciałby powiedzieć papieżowi.– Dostaliśmy odpowiedź z podziękowaniem za prośbę, że papież ma dużo takich próśb i nie może spełnić wszystkich – wyjaśnił Mikołajewski, który „Wyborczej” jest wierny, pomimo, że w 2016 r. z powodu zwolnień grupowych stracił w niej pracę. Nie stracił możliwości publikacji – w ostatnim wydaniu „Wolnej Soboty”, weekendowego magazynu „Wyborczej”, zaatakował papieża za to, że nie udaje się do oblężonego Mariupola. - reklama - Po śmierci Jana Pawła II Lesław Maleszka TW „Ketman” decydował o wstrzymaniu ostrych leadów antypapieskich. Ciekawe, jakie będą leady po odmowie wysłuchania przez papieża Franciszka pytań do Adama?A może Putin? I tak „Wyborcza” znowu została „spuszczona na drzewo” przez Watykan. A tyle się donosów na ojca Rydzyka napisali. I nikt za spiżową bramą nie umie tego docenić. Może zamiast prosić o rozmowę z Franciszkiem, „Wyborcza” powinna porozmawiać z Putinem? Ma on u niej swoisty dług wdzięczności za opublikowanie pamiętnego „Listu do Polaków”. No i taki wywiad przeczytałby cały świat. Zawsze może też pójść o krok dalej i przeprowadzić wywiad w zaświatach. W końcu już to robiła.

Rynek 1 planowany jest remont, w ramach którego przewidziane są zmiany dotyczące dostosowania obiektu dla osób z niepełnosprawnościami [m.in. zaprojektowanie panoramicznej windy lub platformy w miejscu szatni na parterze, przebudowa układu funkcjonalnego toalet, adaptacja pomieszczenia na parterze na dodatkową salę ślubów – za

Sport Młode koszykarki Mon-Polu nie dały rady w drugiej lidze doświadczonej ekipie Żyrardowianki i uległy na własnym parkiecie aż 54:97. Rywalki mają na koncie komplet siedmiu zwycięstw. Młode koszykarki Mon-Polu nie dały rady w drugiej lidze doświadczonej ekipie Żyrardowianki i uległy na własnym parkiecie aż 54:97. Rywalki mają na koncie komplet siedmiu początek spotkania pokazał, że ekipa gości będzie niezwykle wymagającym rywalem. Żyrardowianka szybko uzyskała przewagę, po 10 minutach prowadziła 30:14. Płocczanki, grające w osłabionym składzie, ładnie powalczyły w drugiej kwarcie, w której rozpędzone rywalki były lepsze tylko o dwa trzecia część wtorkowej potyczki podopiecznych trenera Ireneusza Jasińskiego w Zespole Szkół nr 1 przy Piaska znów odbyła się pod dyktando koszykarek z Żyrardowa i na tablicy wyników pojawił się wynik 78:38 dla rywalek. Zapachniało strzeleniem przez nie ponad 100 punktów, ale czwarta kwarta zweryfikowała te prognozy. Mon-Pol znów wyrówna grę, kosze padały na zmianę. Ostatecznie płocczanki uległy w tej części tylko 16: tabeli drugiej ligi prowadzi Żyrardowianka (7 zwycięstw – 0 porażek) przed Basket Aleksandrów Łódzki (5-2), Mag-Rys Zgierz (5-1), Mon-Polem (4-3), UKS Gimbasket Białystok (4-1). W grupie jest 12 zespołów. Kolejny mecz płocczanek w ZS nr 1 – 17 grudnia o godz. 14 z przedostatnim w stawce UKS La Basket Warszawa. Mon-Pol Płock - Żyrardowianka Żyrardów 54:97 (14:30, 14:18, 10:30, 16:19)MON-POL: Górecka Magdalena 13, Piechocka Joanna 6, Stypik Martyna 6, Czarnecka Martyna 5, Kutycka Paulina 5, Nowak Iweta 4, Iwan Patrycja 4, Trzewikowska Agata 4, Wilamowska Karolina 4, Gruchot Aleksandra 3Żyrardowianka: Banaszkiewicz Judyta 25, Madej Paulina 20, Doba Daria 16, Pietrzak Katarzyna 10, Rutecka Edyta 9, Koszewicz Marta 6, Cholewińska Mariola 4.
. 53 455 8 389 27 63 345 461

za wysokie progi na twoje