Wilbur i Theresa Faiss z Las Vegas zostali zwycięzcami tegorocznej edycji konkursu na najdłużej żyjące ze sobą małżeństwo. Pobrali się 14 kwietnia 1933 roku. Konkurs organizowany jest przez Worldwide Marriage Encounter. W tym roku napłynęło do niego 256 zgłoszeń z 47 stanów. Wśród nich znalazły się 4 pary żyjące w małżeństwie od co najmniej 78 lat i sporo małżeństw ponad 70-letnich. W ubiegłym roku uhonorowanani zostali Marshall i Winnie Kuykendall z Lordsburg w stanie Nowy Meksyk. Byli wówczas małżeństwem od 82 lat. A ile lat żyje z sobą najstarsze znane Ci małżeństwo? Napisz w komentarzu! « ‹ 1 › »
Odpowiedź Kinga ma 59 lat. Szczegółowe wyjaśnienie: Jeżeli są małżeństwem od 24 lat to znaczy że 24 lata temu Kinga miała prawie 2 razy mniej lat niż ma teraz. Czyli jeżeli za rok będzie 2 razy starsza to znaczy, że wtedy miała 25 lat . 25+24=59. Nie jestem pewna czy to dobrze. i nie umiem tego wyjaśnić ale tak chyba będzie radosnnna @radosnnna October 2018 1 7K Report Marysia i Bogdan są małżeństwem od 24 lat, w dniu ślubu mieli razem 54 lata. Za rok Marysia będzie miała dokładnie dwa razy starsza niż w dniu ślubu. Ile lat maq teraz Marysia , a ile Bogdan?Rozwiązanie z obliczeniami. wik8947201 x ilosc lat Marysi w dniu slubu54-x wiek Bogdana w dniu slubux+24+1=2xx=2554-25=29 za rok Marysia bedzie miala 24+25+1=50 latwiek Marysi obecnie 50-1=49 54-25+24=53 lataOdp. Marysia ma 49 lat, a Bogdan 53. 21 votes Thanks 43 More Questions From This User See All radosnnna October 2018 | 0 Replies Jaki okres obiegu wokół Ziemi ma satelita, którego promień orbity r=3Rz? (Rz=6370km) Answer radosnnna October 2018 | 0 Replies Dwaj rzemieślnicy przyjeli zlecenie wykonania wspólnie 980 detali. Zaplanowali, że każdego dnia pierwszy z nich wykona m , a drugi n detali . Obliczyli , że razem wykonają zlecenia w ciągu 7 dni. po pierwszym dniu pracy pierwszy z rzemieślników rozchorował się i wtedy drugi, aby wykonać całe zlecenie, musiał pracować o 8 dni dłużej niż planował( nie zmieniając liczby wykonywanych dziennie detali).oblicz m i z obliczeniami. Answer radosnnna October 2018 | 0 Replies Suma cyfr pewnej liczby dwucyfrowej jest równa 8. Jeżeli cyfry w tej liczbie zamienimy miiejscami, to otrzymamy liczbę o 18 większą. wyznacz liczbę z obliczeniami. Answer radosnnna October 2018 | 0 Replies Funkacja k(x)=1000+20x opisuje koszty (w złotych), jakie dziennie ponosi firma produkująca plecaki. 1000zł to koszt stały, 20 zł to koszt wyprodukowania jednego plecaka, x-liczba plecaków. Funkacja p(x)= 130x opisuje dzienny przychód ze sprzedaży x plecaków. Ile plecaków dziennie należy wyprodukować- przy założeniu, że wszystkie zostaną sprzedane- aby dzienny zysk był większy od 5000 zł? Rozwiązanie z obiczeniami. Bardzo pilne. Answer radosnnna September 2018 | 0 Replies Dlaczego przygody Don Kichota są parodią eposu? AnswerGwiazdor TVN trafił do szpitala, wyciekły porażające szczegóły. Fani są wstrząśnięci. Zapraszamy na naszego Instagrama. Tomasz Kot już od 15 lat tworzy szczęśliwe małżeństwo z Agnieszką Olczyk-Kot. Para poznała się w 2000 roku podczas spotkania z przyjaciółmi na krakowskich plantach. Ich pierwsza wymiana zdań była
Od samego początku traktowaliśmy i postrzegaliśmy nasze dziecko jak osobę, członka naszej rodziny, nawet kiedy nie znaliśmy jeszcze jego płci, kiedy było w brzuchu Agnieszki. Od poczęcia aż do naturalnej śmierci to jest człowiek. I było to dla nas naturalną koleją rzeczy, że członka rodziny chce się pochować godnie. Ks. Krzysztof Porosło: Mówicie, że czekacie na drugie dziecko*. Jakie emocje towarzyszyły wam przy oczekiwaniu na pierwsze maleństwo i jakie uczucia towarzyszą wam obecnie? Czy widzicie jakieś różnice? Agnieszka: Podczas oczekiwania na pierwszą córkę było zupełnie inaczej niż teraz. O pierwszej ciąży dowiedzieliśmy się po około pół roku od naszego ślubu. Mniej więcej tyle czasu chcieliśmy sobie dać na bycie razem, jako mąż i żona, zanim pojawią się dzieci, choć oczywiście byliśmy otwarci na potomstwo. Po tych kilku miesiącach stwierdziliśmy, że już możemy rozpocząć starania. Daliście sobie dość krótki czas na to bycie we dwoje. Ksawery: No tak, ale braliśmy ślub już po trzydziestce, więc nie było na co zbyt długo czekać – musieliśmy znaleźć jakiś kompromis pomiędzy tym, żeby mieć czas na budowanie małżeństwa z jednej strony, a nieodwlekaniem rodzicielstwa na później z drugiej strony, gdyż mieliśmy świadomość, że późna ciąża może mieć różny przebieg. Zresztą znaliśmy się od długiego czasu. Początki naszego małżeństwa nie oznaczały poznawania się nawzajem „od zera”. Chcieliśmy po prostu nacieszyć się tym, że jesteśmy małżeństwem, pojechać gdzieś razem na wakacje. Kiedy stwierdziliśmy, że jesteśmy gotowi powiększyć rodzinę, wszystko poszło zgodnie z planem – zobaczyliśmy dwie kreski na teście ciążowym. To była wielka radość. Czyli według planu, wszystko precyzyjnie rozpisane i strzał w dziesiątkę. A: Tak, może to nie było dokładnie jak w harmonogramie, ale wszystko układało się po naszej myśli. K: Aż do pewnej chwili. A: Tak. Na początku wszystko było okej, nawet słyszeliśmy bicie serca dziecka. K: Byliśmy przekonani, że dalej wszystko idzie zgodnie z planem. A: Po trzech tygodniach od pierwszej wizyty u lekarza mieliśmy kolejną wizytę, to był dziesiąty tydzień ciąży. Miała to być rutynowa kontrola. Podczas tej wizyty lekarka stwierdziła, że nie widać akcji serca, że dziecko nie żyje. To się dokonało zupełnie bezobjawowo. K: Nie było żadnych bólów, żadnych symptomów, które by wskazywały, że coś jest nie tak, które by mówiły, że mamy iść do lekarza sprawdzić, czy wszystko w porządku. Poszliśmy na zwykłą wizytę kontrolną i w czasie badania pani doktor przekazała nam tę wiadomość. Czy potem czekaliście jeszcze na kolejne badania potwierdzające pierwszą diagnozę? K: Pani doktor powiedziała, że trzeba będzie iść do szpitala, tam zrobić badania i urodzić dziecko. Następnego dnia pojechaliśmy do szpitala, w którym ona pracowała. Na izbie przyjęć Agnieszka miała jeszcze jedno badanie, które potwierdziło, że nie ma akcji serca u dziecka, a później kolejne przy przyjęciu na oddział. Wszystkie trzy USG dowiodły, że diagnoza była niestety trafna. A: W czasie wizyty, na której dowiedzieliśmy się o śmierci córki, pani doktor wspominała coś jeszcze o innych badaniach, ale nie bardzo pamiętamy co. Nie byliśmy przygotowani na taki przebieg tamtej wizyty, byliśmy w szoku, więc wiele szczegółów nam umknęło. Tym, co na pewno zapadło nam w pamięć, był fakt, że pani doktor dwukrotnie powiedziała nam, żebyśmy się zastanowili, czy chcemy pochować dziecko. Chodziłam wtedy do lekarki, która jest naprotechnologiem. Jest to lekarka ze środowisk katolickich. To dużo zmienia w podejściu do tematu utraty dziecka, rozmowy, ukierunkowania. K: Tak, mieliśmy poczucie, że ta pani bardzo empatycznie podeszła do naszej sytuacji. Traktowała nas bardzo po ludzku. Było jej przykro, że musi nam przekazać taką wiadomość. Nie cytowała nam jakichś wyuczonych lekarskich formułek, ale rzeczywiście przejęła się naszą sytuacją. Nie chciała nawet słyszeć o regulowaniu należności, choć chodziliśmy na prywatne wizyty. Po prostu było widać tę empatię. A: W kontekście dalszej historii dla nas również bardzo ważne było to, że lekarka zapytała nas, czy chcemy pochować dziecko. To była wieczorna wizyta, więc jak wróciliśmy do domu, to czytaliśmy przez całą noc, o co chodzi. Byliśmy też ukierunkowani, czego szukać. K: Wiedzieliśmy, że następnego dnia będziemy musieli podejmować różne decyzje, więc chcieliśmy doczytać jak najwięcej na ten temat, zwłaszcza że niewiele zapamiętaliśmy z wizyty. Lekarka coś do nas mówiła, ale nie umieliśmy się na tym skupić. Dlatego później włączyliśmy internet i szukaliśmy haseł „dzieci utracone”, „pochówek” i tym podobne. Tam szukaliśmy informacji i wiedzy. (…) Kiedy trafiliście do szpitala, to jaka tam była atmosfera? Czy ta sama lekarka was przyjęła? Wiedzieliście, że to jest placówka, w której ona pracuje. Opowiedzcie, jak tam wyglądała kwestia opieki, podejścia do tematu. A: W szpitalu z naszą lekarką spotkaliśmy się po wszystkim, na obchodzie następnego dnia, kiedy miała dyżur. Do szpitala przyjęli nas inni lekarze. Pamiętam, że w trakcie badań padały pytania, czy długo się staraliśmy o dziecko, który to był miesiąc ciąży. Potwierdził się też brak akcji serca. Rozwój dziecka zakończył się już w ósmym tygodniu ciąży, choć byłam w dziesiątym. Wszyscy starali się okazać dobrą wolę, empatię, mówili, żeby się nie przejmować, bo tak się zdarza, a skoro nie musieliśmy się długo starać o dziecko, to że będą kolejne dzieci. Z naszej perspektywy te ostatnie słowa nie były pocieszeniem, bo kolejne dzieci nie zastąpią nam tego pierwszego, zmarłego, którego stratę właśnie przeżywaliśmy. Pamiętam też, że przy każdym z badań od razu zaznaczaliśmy, że chcielibyśmy dziecko pochować. Powtarzaliśmy to za każdym razem jak mantrę. K: Przy przyjęciu na oddział było to szczególnie istotne, bo wtedy pani doktor powiedziała, że jeżeli chcemy pochować dziecko, to Agnieszka nie może mieć porodu wywołanego wyłącznie lekami, tylko trzeba będzie przejść zabieg łyżeczkowania, żeby pobrać materiał do badań. Jeżeli bowiem czeka się, aż dziecko samo się urodzi, to też nie zawsze wtedy da się ten materiał zdobyć. Generalnie nikt nie robił nam żadnych problemów, ale też specjalnie nie ułatwiał, nie pytał, czego chcemy. Szpital przyjmował kolejną pacjentkę i tyle. Dopiero kiedy sami podkreślaliśmy, że chcemy pochować dziecko, otwierały się kolejne furtki, informowano nas, że trzeba wykonać jeszcze to i to, napisać wniosek do dyrekcji i tak dalej. Można by zatem podsumować, że bez fachowej wiedzy nie byłoby możliwości pochowania dziecka. A: W zasadzie nie wiemy, czy w ogóle padłoby pytanie o pochówek dziecka. Może tak, trudno powiedzieć, bo to my zawsze z tym wychodziliśmy, trochę opierając się na tym, czego się naczytaliśmy. Na forach były opisane różne sytuacje. K: Tak, trochę się baliśmy, że nie będą się chcieli zgodzić na pochówek. Czytaliśmy w sieci o wielu takich sytuacjach, które akurat w naszym przypadku, w tym konkretnym szpitalu, w którym byliśmy, nie znajdowały potwierdzenia. Nie byliśmy traktowani jak jacyś dziwacy, że chcemy pochować dziecko, lecz było to zupełnie normalne. Ciągle słyszeliśmy: „Proszę jeszcze to powiedzieć podczas badania, jak się zacznie akcja porodowa, przypomnieć, że chce pani pochować dziecko”. Ten punkt ciężkości był przeniesiony na nas, w dużej mierze na Agnieszkę, żeby pamiętać o tym, co dla nas istotne. Dla kobiety to musi być niezwykle trudne: rodzić martwe dziecko i być równocześnie motorem napędowym całego procesu pochowania go. A: Dla mnie to zaczęło być szczególnie trudne wtedy, kiedy Ksawery musiał wyjść ze szpitala. Był ze mną przez cały dzień w szpitalu, do momentu kiedy skończyły się wizyty i musiał wyjść. Ale do tego czasu nic się jeszcze nie zaczęło. K: Kiedy podano Agnieszce leki, usłyszeliśmy, że po dwóch, trzech godzinach może być już po wszystkim, ale może być i tak, że dopiero następnego dnia pod wieczór środki zaczną działać. Nie było wiadomo, kiedy rozpocznie się poród. Jak rano zarejestrowaliśmy się w szpitalu, to przez cały dzień, do godziny dwudziestej, mogłem być w szpitalu, a później zostałem delikatnie wyproszony, co jest w sumie zrozumiałe, bo wszystkie panie, z którymi Agnieszka była na sali, chciały iść spać. A: Bałam się zostać sama, bo nie wiedziałam, jak to będzie wyglądało, w jakim będę stanie, kiedy to wszystko się zacznie. I nie wiedziałam, czy będę pamiętać, żeby o wszystkim powiedzieć. A nam bardzo zależało, żeby móc pochować dziecko. Mieliśmy ze sobą kartki ze wszystkimi zgodami szpitalnymi i napisaliśmy jeszcze karteczkę o tym, że chcemy pochować dziecko, żeby personel medyczny mógł ją przeczytać, gdybym nie była w stanie mówić. To było obciążające. K: Akcja porodowa rozpoczęła się w nocy i zakończyła się w nocy. Niestety nie było mnie wtedy w szpitalu. Dopiero gdy pojawiłem się rano, byliśmy razem. Najpierw jednak był obchód lekarski i wtedy Agnieszka zobaczyła się z panią doktor, do której chodziła na badania. Lekarka zapytała, czy został pobrany materiał do analizy, i powiedziała, żeby jak najszybciej przekazać go do laboratorium, bo im lepszej jakości materiał, tym łatwiej będzie przeprowadzić badania genetyczne. A: A to dla nas nie było takie oczywiste. Myślałam, że przyjdę do domu i dopiero wtedy zaczniemy w tym kierunku działać. (…) Choć może się wydawać, że odpowiedź jest oczywista, to jednak taka oczywista nie jest, co wiem dzięki częstym rozmowom – dlaczego tak bardzo chcieliście pochować dziecko? K: Od samego początku traktowaliśmy i postrzegaliśmy nasze dziecko jak osobę, członka naszej rodziny, nawet kiedy nie znaliśmy jeszcze jego płci, kiedy było w brzuchu Agnieszki. Od poczęcia aż do naturalnej śmierci to jest człowiek. I było to dla nas naturalną koleją rzeczy, że członka rodziny chce się pochować godnie. A: Chcieliśmy znać płeć, nadać dziecku imię, zarejestrować je. Chcieliśmy, żeby to była nasza konkretna Marysia, a nie abstrakcyjne dziecko. K: Pod tym względem nie ma według nas różnicy, czy dziecko umiera w pierwszym trymestrze ciąży, czy w wieku kilku lat. My czujemy, że to jest nasze konkretne dziecko, które zmarło. Dlatego tak się buntowaliśmy przeciwko słowom, które kierowano do nas w szpitalu, że będziemy mieć kolejne, tak jakby miało ono nam zastąpić dziecko, które zmarło, że to dziecko jest nieważne. To jest nasze pierwsze dziecko. Następne będzie kolejnym, a nie zamiast. * * * Agnieszka i Ksawery, małżeństwo z dwuletnim stażem, rodzice dwojga dzieci – Antosi na ziemi i Marysi w niebie – mieszkają i pracują w Krakowie. _________ * W trakcie przeprowadzania rozmowy Agnieszka była w ciąży z drugim dzieckiem. Fragment książki Życie ze stratą (Wydawnictwo WAM)4 marca, w siódmym dniu misji ewangelizacyjnych, do parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Parysowie przybyły znaki misyjne – kopia obrazu Matki Bożej Kodeńskiej i relikwie błogosławionych Męczenników Podlaskich. Uroczystej Eucharystii przewodniczył ordynariusz diecezji siedleckiej, bp Kazimierz Gurda. Podczas nabożeństwa, małżeństwa odnowiły ślubne przyrzeczenia. Marysia i Bogdan są małżeństwem od 24 lat, w dniu ślubu mieli razem 54 lata. Za rok Marysia będzie miała dokładnie dwa razy starsza niż w dniu ślubu. Ile lat maq teraz Marysia , a ile Bogdan? Rozwiązanie z obliczeniami. x ilosc lat Marysi w dniu slubu 54-x wiek Bogdana w dniu slubu x+24+1=2x x=25 54-25=29 za rok Marysia bedzie miala 24+25+1=50 lat wiek Marysi obecnie 50-1=49 lat. Bogdan 54-25+24=53 lata Odp. Marysia ma 49 lat, a Bogdan 53.